Willa „Ornak” - tu mieści się pensjonat muzealny o tej nazwie. Jak powstał, cóż to jest w ogóle „pensjonat muzealny”?
Ponad sto lat temu w Zakopanem odbywa się ślub Stanisława Sokołowskiego z Agnieszką Walczakówną. Stanisław jest synem powstańca 1863 r. Seweryna Tytusa Sokołowskiego wygnanego z Kongresówki. Pracuje w zakopiańskich lasach hrabiego Władysława Zamoyskiego. Agnieszka pochodzi z jednego z najstarszych i najbogatszych rodów góralskich. Stanisław za pieniądze uzyskane ze sprzedaży posiadłości żony położonych w obecnym sercu Zakopanego (okolice teraźniejszej ul. Chramcówki), odbywa studia w Wiedniu i otrzymuje gruntowne wykształcenie leśne i tytuł profesora. Po powrocie nadzoruje gospodarkę leśną w prywatnych, będących wtedy własnością hr. Zamojskiego, lasach tatrzańskich.
W 1902 buduje dom rodzinny „Ornak”.
Dom wykonany zostaje z najlepszych okazów świerka sprowadzonego spod Babiej Góry przez najlepszych zakopiańskich ówczesnych cieśli - Wirmańskich. Stanowi klasyczny przykład stylu witkiewiczowskiego w architekturze. Płazy (belki drewniane z których zbudowano ściany) są rzadko spotykanej szerokości. Były łączone „na styk” – nie, jak później, ze szczeliną wypełnioną „wełnianką” (plecionką z wiórów drewnianych) – a dla uszczelnienia od zewnątrz upychano mchem.
Dom stoi wtedy samotnie na słonecznych łąkach poniżej Doliny Białego. Trudno w to uwierzyć patrząc dziś na otoczenie – dookoła wielkie stare drzewa, liczne domy, ulice... – ale dawne czasy utrwalone są na fotografiach eksponowanych w muzeum.
Sokołowski niestrudzenie działa naukowo jako leśnik i obrońca przyrody.
Organizuje Wyższą Szkołę Lasową we Lwowie, zostaje jej rektorem, jest profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, który nadaje mu tytuł doktora honoris causa. Pisze liczne prace naukowe dotyczące hodowli lasu i ochrony przyrody w tym fundamentalne dla późniejszego powstania Tatrzańskiego Parku Narodowego opracowanie „Tatry jako Park Narodowy”. Zostaje uznany za nestora leśnictwa polskiego. Umiera w „Ornaku” w 1942 roku. W 1965 r., w setną rocznicę jego urodzin na ścianie domu zostaje umieszczona pamiątkowa tablica poświęcona jego pamięci.
Nim to się jednak stanie dom tętni życiem. Sokołowscy mają sześcioro dzieci: pięciu synów i córkę. Synowie się wspinają. W latach dwudziestych nadają ton tej formie turystyki górskiej. Ten okres Taternictwa nazwano „sokołowszczyzną”. W domu bywają wybitni ludzie – niektórzy jako goście, inni jako wczasowicze. Letnie miesiące spędza tu otaczana gronem wielbicieli Irena Solska.
Tak kończy się rozdział pierwszy dziejów domu.
*****
Czasy okupacji i powojenne
Wraz z okupacją przychodzą ciężkie czasy. Jeszcze przed samym wybuchem wojny umiera najstarszy syn Profesora – Marian, legionista, profesor SGGW, botanik, który miał kontynuować dzieło ojca. Bracia nie mieszkają już w Zakopanem. Adam zostaje wybitnym lekarzem, profesorem w Krakowie. Stanisław jest geologiem, potem profesorem w Instytucie Geologicznym w Warszawie. Już w latach powojennych opracuje kompletną mapę geologiczną Tatr i Podhala, odkryje złoża wód geotermalnych na Antałówce w Zakopanem. Witold – filozof, członek przedwojennej PPS, człowiek o lewicowo niepodległościowych poglądach – jest w niewoli w Związku Radzieckim, potem przejdzie cały szlak bojowy z wojskiem generała Andersa. Obiecuje nie wrócić do Polski dopóki trwa tu „najlepszy z ustrojów”. Nie doczekał odzyskania niepodległości. Umiera w Australii w 1987 roku. Jan jest malarzem. Zostanie profesorem na Warszawskiej ASP. Będzie kierował pracami nad polichromią rynku Warszawskiego Starego Miasta. On ozdobi Mariensztat słynnym zegarem.
Wszyscy oni już nie żyją. Wciąż żyje jednak i zdrowiem się cieszy właścicielka „Ornaku”, najmłodsza córka Profesora – Zofia. To jej, na mocy testamentu matki, przypadła własność domu. Zamężna z bogatym przemysłowcem Tadeuszem Klimczakiem, jako najbogatsza w rodzinie najpewniej mogła zagwarantować trwanie rodzinnego domu, który pod względem finansowym był jak worek bez dna.
Tymczasem w Polsce zapanował komunizm.
Hutę Klimczaków upaństwowiono, inne majątki przepadły. Domowi grozi utrata własności, szaleje instytucja kwaterunku, brak pieniędzy na najbardziej konieczne prace konsrewatorskie. W wigilię Bożego Narodzenia 1951-ego roku wydaje się, że nic już domu nie uchroni przed katastrofą. Pod werandę zajeżdża samochód z meblami, które mają wraz z domem służyć wypoczynkowi towarzyszy z Urzędu Bezpieczeństwa. Powiało prawdziwą grozą. Rodzina murem stanie w obronie domu. Pomógł... Witold z Austarli. Zwrócono się mianowicie do ówczesnego premiera PRL Józefa Cyrankiewicza z prośbą o odstąpienie od przejęcia domu powołując się przy tym na dawną, jeszcze z przedwojennego PPS-u pochodzącą, znajomość z nim Witolda. Poskutkowało. Miejscowe UB zrewanżuje się wilczym biletem dla wnuczki Profesora, córki Zofii Klimczak, Anny. Przez dwa kolejne lata zamknięte będą przed nią wrota wszystkich uczelni w Polsce.
Dom kłuje oczy urzędników o socjalistycznej mentalności. Wydaje się im pod względem materialnym ruderą, a ideowym siedzibą wroga klasowego. Wtedy, by uchronić go przed unicestwieniem, staraniem Adama, dokonano wpisu do rejestru zabytków.
Zamiast przypadkowych lokatorów przydział kwaterunkowy na piętrowe mieszkanie otrzymuje w uzgodnieniu z właścicielami kuzyn dr. Stanisław Bafia, długoletni ordynator szpitala zakaźnego w Zakopanem i prezes Związku Podhalan. Po wielu latach wyprowadził się zwracając mieszkanie w stanie nienaruszonym.
Staraniem Stanisława Sokołowskiego juniora dół zajęty zostaje przez Instytut Geologiczny na dom wypoczynkowy dla geologów. Potem długie lata przyjeżdżają pracownicy Huty Warszawa.
Te wszystkie działania sprawiły, że dom przetrwał szczęśliwie – choć niedoinwestowany i ubogi – do 1989 roku.
A wszystko to ciężkim wysiłkiem, i kosztem wielkich wyrzeczeń właścicieli – Zofii i Tadeusza Klimczaków, którzy nieprzerwanie od czasu okupacji niestrudzenie nad wszystkim czuwali, wszystko organizowali, a od połowy lat siedemdziesiątych tu też mieszkali. Tadeusz Klimczak zmarł w 1985 . Zofia Klimczak w 1995 roku przeniosła się do córki do Warszawy.
Tak zamknął się rozdział drugi dziejów „Ornaku”.
*****
W 1989 roku upada komunizm.
Powraca wolny rynek. Huta Warszawa zamienia się w hutę Luccini i nie ma już pieniędzy ani ochoty na wynajmowanie „Ornaku”. Po kilkuletniej skomplikowanej procedurze Zofia Klimczak otrzymuje część niewielkiego spadku po bracie Witoldzie. Suma kilkunastu tysięcy dolarów wydaje się wtedy dawać nieograniczone możliwości. Rozpoczyna się wielki remont „Ornaku” prowadzony przez syna Zofii Klimczak Tadeusza juniora. Wspierać go w tym będzie na dobre i złe żona Aldona.
Pod całym domem fundamenty zostają pogłębione o półtora metra. Wybranie ziemi umożliwić ma budowę w przyziemiu komfortowego zaplecza sanitarno kuchennego. Wtedy przychodzi Wielka Reforma. Polska buduje od podstaw zasady gospodarki rynkowej. Dolar gwałtownie traci swą dotychczasową nadnaturalną wartość. Pieniądze ze spadku nie starczają nawet na zapłacenie za już wykonane prace. Zamiast komfortowego pensjonatu stoi szkielet domu. Gdy spojrzeć z pierwszego piętra w dół przez którąś z dziur pozostałych po rozebranych kominach nie widać podłogi parteru, ale klepisko w miejscu gdzie powinna się znaleźć podłoga sutereny. Ściany działowe stoją na prowizorycznych palach, brak ogrzewania, przed domem zamiast ogrodu ogromne masy ziemi wywiezione z piwnic. Rozpacz.
Klimczakowie ruszają na podbój banków w poszukiwaniu kredytu. Jak przekonać bank, że pożyczkę udzieloną na dokończenie remontu wielkiego starego domu w którym będą tylko cztery pokoje hotelowe da się w ogóle spłacić? To pytanie, konieczność opracowania finansowego planu przedsięwzięcia prowokują do stawiania pytań o sens i sposób prowadzenia działalności hotelowej. Tak powstaje idea pensjonatu muzealnego.
Pomysł zorganizowania w „Ornaku” pensjonatu muzealnego okazał się przekonujący. Polsko Amerykański Fundusz Przedsiębiorczości udziela kredytu. Warunki są, jak zawsze w owych latach, trudne – wysokie odsetki, króciutka karencja. Remont posuwa się bardzo szybko, ale raty już trzeba płacić, a gości wciąż przyjąć nie można. Dom sam sobie przychodzi z pomocą.
W „Ornaku” „od zawsze” mówiło się o zakopanym skarbie.
Ale mówiło się tak dziwnie – wspomina Tadeusz Klimczak jnr. – z uśmiechem niedowierzania, wyrazem żartu na twarzy, może ironii? Podobno ktoś coś zakopał w piwnicy, ale nie wiadomo dokładnie gdzie i co, ani nawet czy naprawdę. Na wszelki wypadek Zofia Klimczakowa z siedmioletnią wnuczką Kasią czuwają nad pracą robotników. Pewnego dnia brzęk łopaty o szkło – robotnik trzyma w ręku słój szklany, a w nim złote pierścienie, brylanty. Obok drugi słój, w środku pół litra złotych monet półdolarowych. Wszystko jak w bajce, ale prawdziwej. Skarb zostaje sprzedany, a pieniądze wsiąkają w kredyt i bieżące zobowiązania jak w gąbkę. Prace zostają jednak ukończone. Jest na dole kuchnia, są wygodne łazienki po jednej do każdego pokoju, jest centralne ogrzewanie, ale kominy i piece są wiernie zrekonstruowane i gotowe do użycia. Jako źródło ciepła pracuje nowoczesna pompa ciepła, pobierająca energię z gruntu w ogrodzie – to inwestycja sfinansowana przez istniejącą jeszcze wtedy EWG (poprzedniczkę Unii Europejskiej) promującą ekologiczne źródła energii. Dom przyjmuje pierwszych gości w okresie świąt Bożego Narodzenia 1992/3.
Klimczakom pozostaje „tylko” spłacić dług. Widmo komornika zabierającego dom (dług jest zabezpieczony hipotecznie) ściga ich po nocach. W pensjonacie nie ma wszak czterdziestu pokoi, tylko cztery. Pod młotek idą najcenniejsze przedmioty z ich warszawskiego mieszkania – piękna, wykonana w latach dwudziestych z brązu, rzeźba ogrodowa autorstwa sławnego rzeźbiarza Jackowskiego, cenne lampy, obrazy. Szczęśliwie z opresji wydobywa Klimczaków syn bliskich przyjaciół rodziców sprzed wojny udzielając pożyczki. Idą z workiem do banku oddać pieniądze.
Ten ostatni dług został spłacony, dopiero kiedy rodzina odzyskała część dawnych majątków. Ale to już inna bardziej dramatyczna historia.
*****
Warszawa, 6 grudnia 2002
W lecie tego roku z inicjatywy Aldony i Tadeusza Klimczaków wykonano generalny remont dachu. Położono nowe gonty na całej jego powierzchni (600 m.kw.). Gonty zrobili z drewna świerkowego i jodłowego cieśle z Podszkla. Wykonali ręcznie (ok. 60.000 szt.) tnąc pnie na 60-cio centymetrowe odcinki łupane promieniście siekierą.
W gładkich dotychczas powierzchniach dachu (północna, wschodnia i zachodnia) wykonano dodatkowe wykusze (lukarny) odwzorowując te istniejące wcześniej od strony południowej (frontowej), co sprawiło, że te dotychczas „po macoszemu” traktowane boczne elewacje zyskały wybitnie na urodzie.
Prace nadzorowane były oczywiście przez konserwatora zabytków.
Tymczasem rodzima biurokracja szykuje właścicielom następną niespodziankę: „Ornak” nie zasługuje na miano pensjonatu i ten termin zniknąć ma z nazwy, z pieczątek, tablic, strony internetowej. „Używajcie terminu „pokoje gościnne” mówią urzędy. Pensjonat bowiem, w rozumieniu ustawy o turystyce, musi spełniać rozliczne warunki, a w szczególności posiadać minimum siedem sypialni. Tymczasem w „Ornaku pokoi jest wiele, ale celom pensjonatowym służą tylko cztery sypialnie. Reszta to hole, werandy i pomieszczenia nie nadające się do przystosowania na komfortowe sypialnie. Właściciel twierdzi, że „pensjonat muzealny” to co innego niż pensjonat o którym mówi ustawa, podobnie jak masło roślinne to nie masło. I taki bal trwa wciąż. A to już kolejny wiek sobie biegnie.
*****
27-ego grudnia 2002 roku umarła Zofia Klimczakowa. Gospodarzami „Ornaku” są teraz Aldona i Tadeusz Klimczakowie.
2018
Kolejny wielki remont. Poddasze domu zostaje starannie ocieplone. Odnowieniu ulegają podłogi w całym domu. Suterena zamienia się w luksusowe wnętrze z eleganckimi łazienkami, kuchnia jest odnowiona, zyskuje nowe wyposażenie, w tym stare, oryginalne meble z lat 30 XX w. Powstaje – w miejscu dawnego garażu – elegancki salon również umeblowany stylowymi meblami Art Deco.